Sprawdź, zanim kupisz nowy ciuch

Ponad 90% globalnych marek odzieżowych nie zapewniała nigdy pracownikom fabryk godnej płacy. Większość z tych pracowników to kobiety. Pandemia tylko pogorszyła ich sytuację. Zgodnie z danymi ONZ wpędzi 47 mln kobiet w skrajną biedę. 

Przez ponad dziesięć lat Sampa Akter pracowała 12 godzin dziennie w fabryce w stolicy Bangladeszu, Dhace, szyjąc dżinsy dla największych światowych marek. Zarabiała 95$ miesięcznie, za które z trudnem, ale utrzymywała siebie, niepełnosprawnego brata, młodszą siostrę i rodziców. Tak było do kwietnia, kiedy Akter, podobnie jak 10 milionów innych osób (w 80 procentach kobiet) – jedna czwarta siły roboczej kraju – straciła pracę z powodu gwałtownego wycofania się zagranicznych korporacji z zamówień. 

W ciągu następnych miesięcy większość fabryk wprawdzie wznowiła działalność, głównie dzięki 8 mld dol. gotówki z kasy rządowej, ale wciąż wiele firm anuluje zamówienia. Sytuacja pracowników drugiego, po Chinach, największego producenta odzieży świata, stała się więc fatalna. 

Kryzys szczególnie mocno uderzył w pracowników fabryk odzieżowych dlatego, że od dekad ich zarobki pozostają na głodowym poziomie. Pracownicy nie są w stanie nic zaoszczędzić, żyją od pensji do pensji. Większości nie stać na odkładanie pieniędzy na czarną godzinę – nie mówiąc już o oszczędnościach wystarczających na pokrycie niezbędnych wydatków, kiedy zostało się osobą bezrobotną podczas kryzysu. Kraje producenckie traktowały swoich mieszkańców jako źródło dochodów z handlu odzieżą i nie poparły kampanii pracowniczych na rzecz stworzenia systemów ubezpieczeń społecznych i ochrony socjalnej. Marki też ostro lobbowały za utrzymaniem płac na niskim poziomie, a z kolei rządy państw nie dopilnowały, by dostawcy stosowali się do istniejących skromnych mechanizmów ochrony socjalnej. 

Koalicja organizacji Clean Clothes Campaign (CCC) opublikowała właśnie raport „Płace pod lupą”, który opiera się na badaniach przeprowadzonych na przełomie 2019 i 2020 r. wśród niemal pół tysiąca pracowników z 19 fabryk w Chinach, Indonezji, Indiach, na Ukrainie i w Chorwacji, szyjących ubrania dla 40 różnych firm, w tym H&M, Zary, Primark, GAP, Nike, Adidas, New Balance, Hugo Boss, Esprit, s. Oliver, Puma, Reebok, C&A, Carrefour czy Asics. Z tych badań wynika, że ani jedna marka nie zapewniała godnych płac wszystkim pracownikom w swoim łańcuchu dostaw. Nawet przy długiej pracy w nadgodzinach. 

W wielu z tych krajów płaci się płacę minimalną, ale ta z „godziwą”, czyli de facto pozwalającą na zaspokojenie podstawowych potrzeb, a nie tylko uniknięcie śmierci głodowej, nie ma wiele wspólnego. – Ustawowe płace minimalne w krajach produkcji odzieży na całym świecie pozostają poniżej poziomu godnej płacy, co oznacza, że pracownicy fabryk odzieżowych nie są w stanie zaspokoić najbardziej podstawowych potrzeb swoich i swoich rodzin. Luka między minimum ustawowym a godną płacą wciąż się powiększa, a w wielu krajach jest to prawdziwa przepaść. W Azji płaca minimalna waha się od 21% (w Bangladeszu) do około 46% (w Chinach) godnej płacy. W europejskich krajach producenckich ta luka jest czasem nawet większa: płaca minimalna stanowi od 10% godnej płacy (w Gruzji) do 40% (na Węgrzech) – wskazują autorzy raportu. I podkreślają, że wiele marek twierdzi, że podjęło zobowiązanie do zagwarantowania godnej płacy, ale nie ma żadnych wskaźników, na których opierałoby się w dążeniu do tego celu.

O tym, jak sytuacja wygląda w Polsce pisałam wcześniej tutaj.

Spośród 108 ankietowanych w raporcie marek tylko 28 opublikowało wyraźne zobowiązanie do zapewnienia godnej płacy w całej swojej sieci dostawców, a 35 marek podjęło „pewne” zobowiązanie, ale przyjęta przez nie definicja godnych wynagrodzeń nie spełnia wszystkich kryteriów godnej płacy (np. nie obejmuje wydatków na utrzymanie rodziny). Niemal połowa, w tym globalne sieci detaliczne takie jak Amazon, Aldi i Lidl, a także Puma i Levis oraz wiele mniejszych marek, nie podjęła żadnego zobowiązania do zapewnienia godnej płacy w całym łańcuchu dostaw.

Kluczową sprawą jest tu znajomość przez markę kosztów pracy u dostawców produkujących jej wyroby. Czyli płace, wynagrodzenia za nadgodziny, premie, podatki itp. oraz koszty ubezpieczeń społecznych czy składek na renty i emerytury, a czasem także koszty wyżywienia, zakwaterowania, dojazdów, odzieży roboczej itd.

– Zapytaliśmy firmy, czy mają jakąś metodę wyodrębniania kosztów pracy, traktowaną jako krok w stronę płacenia dostawcom cen umożliwiających zapewnienie godnych płac. Na ogół rzeczywiste koszty pracy stanowią tylko niewielki ułamek ceny detalicznej, ale nie znając tych kosztów, trudno się zorientować, o ile muszą wzrosnąć pensje, żeby osiągnąć poziom godnej płacy, i sprawdzać, czy ceny są wystarczające, by obejmować taką podwyżkę. Okazało się, że 75 firm nie ma żadnego mechanizmu wyodrębniania kosztów pracy, zaś 34 opracowało jakąkolwiek metodę – podkreślają autorzy raportu.

Jaką, nie zawsze wiadomo, bo brakuje publicznie dostępnych informacji na temat łańcuchów dostaw marek i sklepów odzieżowych. Nie ma danych na temat miejsc, w których przetwarzane są surowce, zakładów produkcyjnych, w których pracownicy szyją ubrania, marek oraz sklepów i sieci detalicznych sprzedających te produkty. Spośród 108 badanych marek tylko sześć ujawnia nazwę, adres, firmę macierzystą, rodzaj produktu i liczbę pracowników dla większości zakładów produkcyjnych, przedstawia dodatkowe informacje i udostępnia dane w formacie do odczytu maszynowego. Te marki to Adidas, Benetton, Espirt, G-Star Raw, H&M oraz Nike. Większość marek nie ujawnia nazw i adresów fabryk swoich dostawców. A tylko osiem firm – niemieckie BP, Vaude i Englebert Strauss, fińska marka Kesko oraz globalne Puma, adidas, H&M i Zara – ujawniły publicznie pewne dane o płacach, jakie obecnie otrzymują pracownicy ich dostawców.

Dlaczego to takie istotne? Bo znajomość średnich płac pracowników na różnych stanowiskach w fabryce oraz w podobnych fabrykach pozwoliłaby np. związkom zawodowym weryfikować, czy płace są sprawiedliwe i czy wystarczają na utrzymanie. A konsumentom, czyli nam – ocenić, czy nasza ulubiona marka działa „fair”, albo czy choć jest świadoma tego, ile zarabiają ludzie szyjący jej ubrania. 

Organizacja CCC, której członkiem jest polska Fundacja Kupuj Odpowiedzialnie, uruchomiła stronę Fashionchecker.org/pl, dzięki której można dowiedzieć się, czy konkretna marka dba o swoich pracowników. Obecnie strona zawiera dane na temat 108 marek i sieci handlowych z 14 krajów – Belgii, Danii, Finlandii, Francji, Irlandii, Włoch, Japonii, Luksemburga, Holandii, Hiszpanii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych i Polski. W tym największa polska marka odzieżowa LPP (Reserved, Mohito, House, Cropp, Sinsay). Firmy zostały poproszone o odpowiedzi na szereg pytań dotyczących kluczowych obszarów działań potrzebnych do zagwarantowania godnej płacy w ich łańcuchach dostaw. Większość firm przesłała odpowiedzi. Nie odpowiedziało tylko 35 z nich. W tym LPP. W przypadku braku odpowiedzi od firm dane zostały zebrane w oparciu o publicznie dostępne źródła. Strona zawiera również dane uzyskane od samych pracowników. 

Może sprawdzicie, zanim kupicie następny ciuch…?

Fashionchecker